Wewnętrzny krytyk – jak sobie z nim radzić? Jak być dla siebie bardziej wyrozumiałym?
Czy kiedykolwiek słyszałeś w swojej głowie krytykujący cię, uszczypliwy, ironiczny głos? Kąśliwy szept, który poddawał w wątpliwość twoje kompetencje, próbował cię przekonywać, że do niczego się nie nadajesz, i żebyś najlepiej nawet nie zaczynał tego, co właśnie zamierzasz? Napełniał cię lękiem, poczuciem gorszości, smutkiem, tak, że koniec końców rzeczywiście porzuciłeś swoje pierwotne plany i działania? Jeśli tak, najpewniej miałeś do czynienia z czymś, co określane jest potocznie mianem wewnętrznego krytyka.
Oczywiście, nie jest to odrębny byt, postać żyjąca w naszych głowach, inna od nas, naszej osobowości. Wewnętrzny krytyk jest integralną częścią nas! Tyle tylko, że uosabia wszystkie, negatywne przekonania na nasz temat, jakie (często w ukryciu nawet przed samym sobą) nosimy na dnie naszych umysłów, nigdy wprost nie nazwane, lecz tak wyraźnie artykułowane w słowach wewnętrznego krytyka. Przekonania o byciu gorszym, o byciu bezwartościowym, o byciu niekompetentnym, czy o tym, że nie zasługujemy na miłość i szacunek…
Co ciekawe, nie powinniśmy ignorować czy też starać się za wszelką cenę zagłuszać komunikatów wewnętrznego krytyka, mimo, iż bywają bardzo bolesne i utrudniają nasze funkcjonowanie. Jak już zostało powiedziane – przecież ten głos, te lęki, wątpliwości, negatywne myśli na nasz temat – to wszystko jest częścią nas. Warto jest zatem zaakceptować go, przyjąć i wysłuchać. Jak inaczej można coś zmienić, dojść z czymś do porozumienia, jeśli najpierw się tego, po pierwsze, nie zrozumie, po drugie… w pełni nie zaakceptuje? Zmiana wymaga przyjęcia i zaakceptowania obecnego stanu rzeczy. Ale wracając do wewnętrznego krytyka…
Jego słowa są o tyle warte wysłuchania, że (być może będzie to zaskakujące) przez krytykę, narzekanie i lęki, ów głos tak naprawdę pragnie nas chronić i spełnić nasze potrzeby. To sieć swoistych mechanizmów obronnych, które mają chronić nas przed porażką i oceną ze stronny innych. Stąd, jego pokrętna logika za wszelką cenę chce utrzymać nas w tzw. strefie komfortu, w znanym nam, bezpiecznym świecie, pełnym automatyzmów i nawyków. Wszelkie próby wyjścia poza to, co znane, w stronę tego, co nowe i ryzykowne, kończy się jego ,,troskliwą” interwencją.
Bardzo często owe charakterystyczne dla naszego wewnętrznego krytyka określenia, czy też momenty zapalne, w których zaczyna on panować nad naszymi myślami i działaniem, to dorosła kalka krytyki, jaka spadała na nas w dawnych, dziecięcych czasach, ze strony rodziców i naszych opiekunów. Niekiedy ów głos wprost nazywa się zinternalizowanym (uwewnętrznionym) rodzicem, który wciąż, mimo, iż jesteśmy dorośli, upomina nas i krytykuje, nieustannie odgrywając w naszych głowach ten tragiczny spektakl z naszego rodzinnego domu.
Ramię w ramię z krytykiem kroczy również nasz nadmierny perfekcjonizm. Niejednokrotnie, to właśnie z potrzeby robienia wszystkiego idealnie, bezbłędnie, z lęku przed możliwą, czy też już zaistniałą ,,porażką” (czyli zrobieniem czegokolwiek poniżej naszych surowych standardów), załącza nam się krytyk. Karmi się on naszą neurotyczną potrzebą perfekcji, sami podsycamy go do jeszcze ostrzejszych komentarzy, ba, razem z nim obrzucamy siebie błotem. A wystarczyłoby…
… być bardziej wyrozumiałym.
Kiedy więc znów przyjdzie ci się mierzyć z wewnętrznym krytykantem, spróbuj przejść przez tych kilka prostych kroków:
Bądź cierpliwy dla niego, i wyrozumiały dla siebie. Sztuką jest przyjmować słowa wewnętrznego krytyka (przecież jest z nami od tak dawna!), i trzymając do nich odpowiedni dystans, mają świadomość tego, kim jesteśmy, co realnie potrafimy, działać i przekraczać siebie pomimo wątpliwości i lęku. Dlaczego miałyby nas one blokować i powstrzymywać? Kluczem jest wyrozumiałość i troska o samego siebie.